Właściciel Facebooka napisał list do córeczki, która właśnie mu się urodziła. Obiecuje w nim, że dla nie zmieni świat na lepszy. W tym celu wraz z żoną powołują fundację Chan Zuckerberg Initiative. Fundacja ma dysponować majątkiem Zuckenberga zgromadzonym w postaci akcji Facebooka. Wartość tych akcji jest szacowana obecnie na 45 mld USD. Na podobnej zasadzie działa Fundacja Billa i Melindy Gatesów. Jednak w przeciwieństwie do Gatesa, właściciel Facebooka nadal chce kierować swoją firmą. Jest też przekonany, że „zmienianie świata na lepsze” jest wspólnym celem fundacji i firmy.

Jednym z elementów strategii Facebooka jest przejmowanie startup'ów, co można traktować jako wsparcie dla obiecujących inicjatyw. Działania fundacji będą więc pod tym względem spójne z działalnością biznesową, choć będą dotyczyć różnych obszarów działania. Fundacja ma przeciwdziałać nierównościom i wspierać pełniejsze wykorzystanie potencjału ludzi.

Polecamy ebook „Cyberpersonalizm” Jerzego Wawro. Fragment streszczenia: Książka powstała wskutek głębokiego przekonania autora, że jedynym sposobem budowy godnego społeczeństwa w XXI wieku jest wykorzystanie technologii komunikacyjnych zgodne z personalistyczną wizją człowieka. Projekt budowy państwa sprawnego i działającego dla dobra “godnego społeczeństwa” można potraktować jako zadanie inżynierskie. Jednak początkiem realizacji tego zadania musi być głęboki namysł nad jego celami i uwarunkowaniami. Pozwoli to z jednej strony uniknąć niebezpieczeństw utopii, a z drugiej wykorzystać optymalnie wszystkie możliwości.

 

Szanowny Panie Prezydencie,

Zwracam się do Pana jako strażnika godności Rzeczpospolitej, w związku z niegodnym działaniem Parlamentu Rzeczpospolitej Polskiej.

W ostatnich dniach doszło do kuriozalnej sytuacji. Dwa zagraniczne banki działające w Polsce poskarżyły się do Komisji Europejskiej na działania polskiego parlamentu. Ich skarga dotyczy prawa, które jeszcze nie zostało uchwalone i jest ewidentną próbą wpłynięcia na proces legislacyjny. Polscy posłowie zareagowali tchórzliwie, opóźniając prace nad ustawami, które bankierom się nie podobają, tak by „nie zdążyć” przed końcem kadencji. Dlatego w Polsce nadal pozostaniemy bez ustawy, która miała ułatwić restrukturyzację kredytów walutowych. Co gorsza – prawdopodobnie także bankowy tytuł egzekucyjny nadal będzie używany – pomimo tego, że nawet Trybunał Konstytucyjny zebrał się na odwagę i uznał to, co dla każdego obywatela jest oczywistością: BTE jest jawnym bezprawiem, naruszającym w sposób ewidentny konstytucyjną zasadę równości. Znanych jest także wiele przypadków nadużywania przez banki tego mechanizmu.

Bankierzy oczywiście - jak zwykle czynią to zachodnie korporacje rządzące Polską – odgrażają się, że i tak za wszystko zapłacą klienci. To bezczelne i poniżające. Skoro ich to nie rusza – to dlaczego tak bronią istniejącego porządku (jeśli można użyć tego słowa)?

 

Szanowny Panie Prezydencie,

Pański wybór obudził w wielu rodakach nadzieję na to, że nasz naród odzyska godność i przestaniemy być traktowani jak głupia masa i tania siła robocza na usługach obcego kapitału. Dlatego z przykrością przeczytałem Pańską opinię na temat problemu kredytów we frankach szwajcarskich. Według medialnych doniesień powiedział Pan między innymi, że „banki powinny być odpowiedzialne za rozwiązanie kwestii kredytów hipotecznych we frankach szwajcarskich, ponieważ ogromnie na nich zarobiły, ale rozwiązanie nie może zdestabilizować sektora bankowego”.

Czy to, że ktoś dużo zarobił może być jakimkolwiek argumentem? Jeśli zarobek ten jest osiągnięty zgodnie z prawem, to chyba nie ma podstaw do tego, aby mieć do nich pretensje? To możliwe tylko w jednym przypadku: jeśli działania banków łamią zasady współżycia społecznego. Oznacza to jednak sytuację nienormalną – gdy działania zgodne z prawem są nie do zaakceptowania. Pretensje o to można mieć do państwa, a nie do banków. Polskie państwo bardzo się stara, aby banki miały duże zarobki i mogły je transferować za granicę. Zmiana tej sytuacji leży w zakresie Pańskich kompetencji.

Równie pochopna jest moim zdaniem uwaga o „destabilizacji sektora”. Jest to świadectwo ulegania medialnej propagandzie. Jawi się Pan jako człowiek prawy, który kieruje się w życiu chrześcijańskim systemem wartości. Proszę nie wchodzić w buty swoich przeciwników, którzy chrześcijańską etykę wieszają na czas urzędowania na kołku. W pierwszym rzędzie liczy się to, czy możemy uznać działania banków za etyczne, a nie to, czy przeciwdziałanie „grozi destabilizacją” - co zresztą nie wydaje się prawdą.

Proszę sobie wyobrazić następującą sytuację: bank zgodnie z umową ma prawo każdego kto zalega ze spłatami kredytu hipotecznego poprosić o „zagranie” w rosyjską ruletkę. Jeśli przegra – cały jego majątek przechodzi na rzecz banku. Oczywiście to znacząco poprawiłoby „płynność sektora”. Czy mając możliwość zakazania takiej gry, także brałby Pan ten pod uwagę ten argument?

Sądzi Pan, że ten opis jest daleki od polskich realiów? Co prawda samobójstwo zadłużonego we frankach wygląda na przypadek odosobniony, ale to ogrom ludzkich nieszczęść sprawia, że banki w Polsce uzyskują tak nadzwyczajne zyski. Pan może temu przeciwdziałać, poprzez podjęcie inicjatywy ustawodawczej mającej na celu:

Do Polski dotarła fala oburzenia z powodu zmian w japońskiej edukacji. Jak informuje „Rzeczpospolita”, „Japonia rezygnuje z kierunków humanistycznych”. W polskiej wersji artykułu z Bloomberga, czytamy z kolei, że ten nowy model edukacji może zrujnować kraj. Artykuł zawiera rewelacje w rodzaju: „pomysły rządu nie są na razie wiążące”, czy „wyeliminowanie nauk społecznych może oznaczać powrót do upadającej i przestarzałej polityki przemysłowej”. Ich autorzy zapewne kończyli jakieś uniwersytety, a jak widać niewiele im to dało. Może więc Japończycy nie są tacy głupi?

O co konkretnie chodzi? Minister Edukacji Japonii wysłał do wszystkich (84) państwowych uczelni list, w którym zwraca się z propozycją likwidacji kierunków humanistycznych i społecznych, albo przekształcenia ich tak, by lepiej służyły społeczeństwu. Na 60 oferujących takie kierunki 26 odpowiedziało pozytywnie, a kilkanaście zapowiedziało całkowitą likwidację tych kierunków. Dwa największe uniwersytety (Tokio, Kioto) odmówiły.

Ograniczenie (bo tylko w Polskich mediach piszą o likwidacji) kształcenia prawników, socjologów, politologów, czy psychologów (zwłaszcza „społecznych”) na pewno przydałoby się także w Polsce. Ale konserwatywny rząd przeciwny naukom humanistycznym? Japonia to drugi koniec świata, ale to nie znaczy, że wszystko tam musi być na odwrót.

W jednym z artykułów tak komentowano dojście do władzy obecnego premiera Abe Shinzo: „Konserwatyści uważają, że wprowadzona przez okupantów konstytucja i system edukacyjny przyczyniły się do utraty japońskiego morale i stanowią hańbę, której ślady należy wreszcie zatrzeć. […] Jednymi z najważniejszych punktów wśród założeń jego polityki krajowej jest odnowa tradycyjnych, japońskich cnót i wartości rodzinnych oraz reforma systemu edukacyjnego, polegająca m.in. na wprowadzeniu do szkół lekcji patriotyzmu”.

Rząd premiera Abe przygotował śmiały plan reform gospodarczo-społecznych (nazwanych abenomiką), którego ważnym elementem jest reforma edukacji: „Nowe programy szkolne mają kształcić w uczniach cnoty moralne, patriotyzm, dumę narodową, szacunek dla japońskich symboli narodowych i uczyć identyfikacji z „wyjątkową” kulturą narodową. Z tekstów podręczników szkolnych usunięte mają zostać fragmenty dotyczące „dyskusyjnych”, według ministra, japońskich zbrodni wojennych i wszelkie samooskarżenia przypisujące winę moralną Japonii. Podręczniki szkolne mają prezentować stanowisko japońskich władz wobec kluczowych zagadnień narodowych, jak choćby sporów terytorialnych z sąsiadami Cesarstwa: Chinami, Rosją i Republiką Korei”.

Ważną okolicznością pomijaną zupełne w komentarzach jest to, że w miejsce japońskich tradycji na uniwersytetach pojawiło się lewactwo lat 60-tych. Może jedynym sposobem na pozbycie się go jest opcja zerowa?

Większość komentatorów wskazuje na gospodarcze implikacje zmian w nauczaniu. Czy – podobnie jak w USA – mamy do czynienia ze śmiercią nauk humanistycznych, a japoński rząd nie chce jedynie łożyć na podtrzymywanie trupa przy życiu? Krytycy wskazują na to, że szybko zmieniający się świat będzie stawiał przed nami nowe wyzwania, któremu sami inżynierowie mogą nie sprostać. Gospodarka potrzebuje twórczych pracowników. Japończycy doskonale o tym wiedzą, pragnąc rozwijać szkolnictwo takie na miarę XXI wieku: podejście do kształcenia wieku 21 w Japonii jest zasadniczo podobne do tego, co stosuje się w szkołach Singapurze, gdzie za pomocą działań nie-akademickich rozwija się kompetencje społeczne. Skąd więc taki rwetes? Przecież tak jawnie tępione lewactwo nie odda pola bez walki. Autorytety całego świata będą bronić ekonomistów i socjologów w Japonii (choć przecież nie traktuje się ich tam tak, jak na to zasługują strażnicy obcych interesów, czyli de facto zdrajcy).

Ekonomia społeczna to działalność gospodarcza, która łączy w sobie cele społeczne i ekonomiczne. Najczęściej jest ona rozumiana jako wsparcie dla przedsiębiorstw społecznych (w Polsce spółdzielnie socjalne). Tymczasem coraz powszechniej uważa się, że takie podejście jest złe, ponieważ:

1. Rozwój społeczny ma swoją wartość ekonomiczną i dlatego przedsiębiorstwa są lub powinny być nim zainteresowane z powodów biznesowych, a nie tylko altruistycznych (marketingowych).

2. Rozwój społeczny wymaga wsparcia, które powinno być kierowane nie tylko do rodzin i grup społecznych z problemami.

3. Wiele prac społecznie użytecznych odbywa się w rodzinach i umyka oficjalnej ekonomii. Tymczasem te prace (jak wychowanie dzieci) mają olbrzymie znaczenie gospodarcze.

Z powyższych powodów dokonano podziału na prace socjalne (kierowane głównie do osób z problemami i rodzin patologicznych) oraz prace solidarne polegające na wsparciu zdrowych rodzin w ich działaniach na rzecz innych. Obejmuje to także prace wykonywaną na rzecz członków rodziny. Takie prace wymagają w pierwszym rzędzie wsparcia merytorycznego i organizacyjnego.

Najważniejszym obszarem tego rodzaju działań jest edukacja. Dzięki niej można bowiem podnieść kompetencje osób zaangażowanych w prace solidarne. Mogą to być na przykład:

- edukacja domowa obejmująca wszystkie formy pracy (w tym edukacja dorosłych oraz rozszerzona edukacja młodzieży); chodzi w pierwszym rzędzie o edukację jako wdrożenie idei pracy solidarnej („pracodzielność”)

- profilaktyka medyczna (aktywność fizyczna, wykorzystanie telemedycyny);

- dyplomacja obywatelska (budżety obywatelskie, demokracja bezpośrednia, dziedzictwo narodowe / tożsamość);

- społeczna gospodarka rynkowa (podniesienie poziomu kompetencji ekonomicznej obywateli).

Te dziedziny jako kluczowe dla rozwoju społeczeństwa decydują o poziomie jego przyszłości. Dlatego program rozwoju tak rozumianej ekonomii społecznej nazwaliśmy „Edukacja dla rozwoju”. Jest to podsumowanie wielu lat działań w tym obszarze.

 

Opowieść o odzyskaniu przez Polskę niepodległości zaczyna się zazwyczaj od wyruszenia „Pierwszej Kompanii Kadrowej” z Krakowa, a kończy na „Bitwie Warszawskiej” w 1920 roku. Czcimy bohaterów tamtych czasów. Rzadziej zastanawiamy się nad tym, skąd oni się wzięli. Jak to się stało, że prosty lud zamiast witać bolszewików (czego oni się spodziewali) jako wyzwolicieli z burżuazyjnego ucisku, chwycił za broń w obronie Ojczyzny? Aż 70% wojska uczestniczącego w Bitwie Warszawskiej pochodziło ze wsi. Wyjaśnienie wydaje się proste. Religijny lud stanął przeciw bezbożnemu najeźdźcy. Tymczasem pod koniec XIX wieku ksiądz Bronisław Markiewicz roztaczał obraz spoganienia Polski: „całe wsie w Galicji, poczynając od wójta nie wiedzą Kim jest Chrystus”. Jednak ksiądz Markiewicz nie poprzestał na krytyce. On i wielu jemu podobnych cichych bohaterów polskiego Pozytywizmu ciężko pracowali, aby stworzyć naród zdolny do samodzielnego bytowania. Kiedy dzisiaj słyszymy o konieczności odbudowy wspólnoty, musimy sobie zadać pytanie o cel tego trudu. Najczęściej publicyści rozumieją to jako pojednanie między politykami, a tracącej wpływy eliciarni zaczyna marzyć się jakiś „okrągły stół 2.0”. Tymczasem jedynym sposobem odbudowy wspólnoty jest powtórzenie strategii Wielkich Polaków z okresu po Powstaniu Listopadowym. Taka sama strategia została powtórzona w czasach „Solidarności”. Mamy więc sprawdzone rozwiązania i mądrość, do której można sięgnąć. Co więc stoi na przeszkodzie? Pogarda dla prawdy. Żyjąc w kłamstwie, nie sposób działać roztropnie. Doskonale opisuje to Profesor Artur Śliwiński, pokazując jak ważna jest nasza tradycja: ci Wielcy Polacy z epoki powstania listopadowego okazali się zdolni do niebywałej rzeczy: wskrzeszenia narodu. Pamięć o tym nie jest jedynie kwestią historii, ale jest to wyzwanie dla nas, aby podążyć ich śladem. Czy nasze czasy można porównać z końcem wieku XIX? Przecież ponoć mamy „złoty wiek”, a samo wspomnienie, że coś wymaga naprawy, wywołuje wściekłość „elit”! Tymczasem Artur Śliwiński twierdzi, że pod pewnymi względami jest znacznie gorzej, aniżeli w latach komunizmu, ale niewielu ludzi ma odwagę o tym jasno mówić. Wielu ludzi jeszcze wierzy, że w 1989 roku dokonał się przełom o charakterze ustrojowym (tzw. transformacja), a nie zmiana technologii zniewolenia narodu na bardziej zaawansowaną.

Bezkompromisowy krytyk obecnej polityki USA, Paul Craig Roberts przedstawił swoją receptę na pokój i dobrobyt w swojej ojczyźnie. Jego zdaniem zapewnienie dobrobytu jest kwestią bardziej fundamentalną, bo dobrobyt może przyczyniać się do pokoju. Czasami rządy zaczynają wojny, aby odwrócić uwagę od trudności gospodarczych.

 

Droga do dobrobytu wiedzie poprzez odbudowę klasy średniej oraz odblokowanie możliwości awansu społecznego. Wzrost dochodów w całym społeczeństwie zapewni popyt konsumpcyjny, który napędza gospodarkę. Tak gospodarka USA rozwijała się w okresie po II wojnie światowej. Odbudowa klasy średniej jest możliwa poprzez „powrót do domu” miejsc pracy (zmniejszenie offshoringu), rozbicie monopoli, przywrócenie kontroli społeczeństwa lub likwidację FED.

 

Aby zachęcić korporacje do tworzenia miejsc pracy w USA, trzeba zmienić system podatkowy. Podatek dochodowy może być zależny od tego, czy korporacje tworzą wartość dodaną sprzedawanych w USA produktów w kraju czy poza granicami. Różnica stawek powinna niwelować oszczędności z produkcji za granicą.

Amerykańskie prawo antymonopolowe (Sherman Act) wskutek działań „wolnorynkowych” ekonomistów jest martwym prawem. Ekonomiści ci twierdzą, że rynki same się regulują, a prawo antymonopolowe służy głównie do ochrony nieefektywności. Tymczasem małe biznesy zostały Duży wachlarz tradycyjnie małych działalności zostały zmonopolizowane przez sieci franczyzowe i supermarkety ("Big Box"). Lokalny biznes jest niszczony. Monopole mają destrukcyjny wpływ nie tylko na gospodarkę. Gdy sześć dużych spółek ma kontrolę nad 90% amerykańskich mediów, rozproszona i niezależna prasa nie istnieje (jest za to propaganda). A bez wolnych mediów nie ma demokracji.

Olbrzymi wpływ na rozwój monopoli miały deregulacje finansowe. Teza przewodniczącego Rezerwy Federalnej Alana Greenspana, że „rynki są samoregulujące" i że rządowe regulacje są szkodliwe, została boleśnie zweryfikowana przez kryzys finansowy w latach 2007-2008. Deregulacja nie tylko pozwoliła bankom, aby porzucić ostrożne zachowania, ale doprowadziła do tego, że Ameryka ma teraz "banki zbyt duże, by upaść". Podważono jedną z fundamentalnych zasad kapitalizmu: nieefektywne przedsiębiorstwa muszą bankrutować.

Koszt wsparcia Rezerwy Federalnej dla banków zbyt dużych, by upaść przy zerowych lub ujemnych realnych stopach procentowych niszczy oszczędności i emerytury Amerykanów. Ponadto polityka Rezerwy Federalnej w sposób sztuczny zwiększa ruch na giełdzie, prowadząc do powstawania baniek spekulacyjnych.

 

W celu przywrócenia stabilności finansowej, co jest warunkiem koniecznym dla dobrobytu, duże banki muszą zostać podzielone. Przywrócone musi zostać także podział między banki inwestycyjne i detaliczne. Należy także przerwać powiązania między bankierami a rządem, będącym na ich usługach. Tego nie da się zrobić bez naprawy polityki. A tego z kolei nie da się zrobić (chyba że drogą rewolucji) przy obecnym składzie Sądu Najwyższego, który sprzyja niszczeniu demokracji.

Jeszcze trudniejsza jest droga do pokoju, która musiałaby się wiązać z porzuceniem przez USA przekonania, że z powodu swej wyjątkowości, mają prawo robić co im się podoba. Ale to już trochę inna historia.

Fundamentalnym problemem ludzkości jest dziś stosunek kapitału i pracy w gospodarce. Aby ten problem zrozumieć, należy odpowiedzieć na pytanie: dlaczego praca nie daje ludziom możliwości zarobienia na godne życie, a właściciele kapitału finansowego mogą z łatwością kontrolować gospodarkę?

1. Wskutek postępu technologicznego, zmian demograficznych i społecznych, stale maleje zapotrzebowanie na pracę. Coraz mniejszy odsetek ludzi żyje z własnej pracy, utrzymując równocześnie resztę (wprost lub za pośrednictwem budżetu):

Rys. 1. Maleje zapotrzebowanie na pracę zarobkową

W relacjach z pobytu Papieża Franciszka w Boliwii, zrobiono z niego rewolucjonistę: Franciszek, jak zauważają niektórzy, stanął na czele „spokojnej rewolucji”. Twardo zaznaczając, że połączenie marksistowskiego sierpa i młota z krucyfiksem „nie jest dobre”, równocześnie mówi do wszystkich, którzy ponoszą koszty i negatywne skutki błędnego systemu: „Jesteście siewcami zmian”. Wzywa do procesu zmian, którym towarzyszy szczere nawrócenie postaw i serca. I daje gwarancję pełną nadziei: „Bądźcie pewni, że wcześniej czy później zobaczymy owoce”. To zapewnienie adresowane jest także do nas, w Polsce.

Tymczasem Papież zwracał się do ludzi wrażliwych na krzywdę innych przemawiał do ruchów ludowych), przestrzegając ich: „Mamy bolesną świadomość, że zmiana struktury, której nie towarzyszy szczere nawrócenie postaw i serca doprowadza na dłużą czy krótszą metę do zbiurokratyzowania, skorumpowania i przegranej. Potrzeba zmiany serca”. Jednocześnie zwracał uwagę na wagę do działania we wspólnocie: Każdy z nas jest tylko częścią złożonej i zróżnicowanej całości, wzajemnie na siebie oddziałując w czasie: ludzi walczących o sens, o cel, o to, by żyć godnie i dobrze.

Papież postawił przed nami trzy ważne zadania:

1. Pierwszym zadaniem jest umieszczenie gospodarki w służbie ludów Ludzie i natura nie powinni służyć pieniądzom. Powiedzmy NIE ekonomii wykluczenia i nierówności, w której pieniądz panuje zamiast służyć. Taka ekonomia zabija. Taka ekonomia wyklucza. Taka ekonomia niszczy Matkę Ziemię.

2. Drugim zadaniem jest zjednoczenie naszych narodów na drodze pokoju i sprawiedliwości.

3. Trzecie zadanie, być może najważniejsze, jakie powinniśmy dziś podjąć, to obrona naszej Matki Ziemi.

Czyli Papież Franciszek wzywa do wdrażania społecznej gospodarki rynkowej (1), w której rolę globalizacji pełni ponadnarodowa solidarność (2), uzupełnionej o czynnik ekologiczny (3).

 

Łajno szatana.

Polski komentarz (cytowany na wstępie) podkreśla, że Jan Paweł II także krytykował kapitalizm. Ważniejsze jest jednak to, że nauki polskiego Papieża w tej dziedzinie (zupełnie w Polsce ignorowane) pokazują sposób oczyszczenia z „łajna szatana”. Tym mianem został określony kapitał finansowy, o którym Franciszek mówił: „Kiedy kapitał staje się bożkiem i kieruje decyzjami człowieka, kiedy zachłanność na pieniądze sprawuje kontrolę nad całym systemem społeczno-gospodarczy, to rujnuje społeczeństwo, skazuje człowieka, czyni go niewolnikiem, niszczy braterstwo międzyludzkie, popycha naród przeciw narodowi i, jak widać, zagraża także temu naszemu wspólnemu domowi, naszej siostrze i matce Ziemi”.

 

W kapitalizmie do końca XX wieku można było obserwować mechanizm podobny do doboru naturalnego. Przedsięwzięcia nie trafione albo źle zarządzane umierały, a inne rozwijały się w ich miejsce. Ten mechanizm przestał działać w odniesieniu do banków. Gdy w 2007 roku rozpoczął się kryzys, okazało się, że niektóre banki są „zbyt duże aby upaść”. Ich kłopoty przedstawiano jakby to był wynik losowego zdarzenia, którego nie można było przewidzieć. Tymczasem nie tylko można to było przewidzieć, ale i byli tacy, którzy ostrzegali przed niestabilnością systemu. Należeli do nich publicyści new York Times'a Mark Spitznagel oraz Nassim Nicholas Taleb , którzy wspominają jakie wówczas argumenty padały przeciw nim:

  1. Krytyka systemy jest "wbrew nauce". No bo przecież wszyscy ekonomiści są zgodni, że tak powinno to działać. Tymczasem stosowanie konsensusu do zarządzania ryzykiem to absurd.

  2. Wzrost znaczenia technologii (informacyjnych) jest przejawem postępu. Tymczasem im więcej technologi, tym większe prawdopodobieństwo awarii.

  3. Gdyby takie ograniczenia obowiązywały w przeszłości, to utrudniałoby podejmowanie ryzyka.

  4. Toksyczne instrumenty finansowe zostały uznane za "bezpieczne" zgodnie z elementarnymi modelami ryzyka. Takimi samymi jakie stosował Fannie Mae – którego katastrofę tłumaczono błędnymi modelami :-(.

  5. System działa w oparciu o „przewidywania”. Tymczasem trafność poprzednich przewidywań ekonomistów i bankierów jest zaiste godna astrologów.

System finansowy prawie upadł, ale to były tylko pieniądze. Obecnie takie same metody perswazji stosuje się wobec GMO, które przecież może doprowadzić do zniszczenia ekosystemu planety: