Z sieci Adobe została skradziona baza klientów wraz z zaszyfrowanymi hasłami. Niestety algorytm szyfrowania nie był dostatecznie mocny, dlatego pojawiło się realne zagrożenie dla bezpieczeństwa. Użytkownicy różnych usług mają bowiem zwyczaj używania tego samego hasła. Facebook jako pierwszy duży usługodawca zareagował na tą sytuację. Stara się wyłowić z sieci informacje o klientach, jacy znaleźli się w bazie Adobe i wymusza zmianę hasła na swoich stronach.

 

Według agencji Bloomberg, najgorszym prezentem, jaki moglibyśmy dostać na święta jest nowa książka Alana Greenspana. Jest to według recenzentów nudny podręcznik prognozowania ekonomicznego. Marną skuteczność opisanych metod pokazał Greenspan będąc szefem FED przed kryzysem. Polskie media albo przemilczają krytykę Bloomberga, albo informują o niej w zasadzie bez komentarza (biztok.pl i pb.pl). A przecież teza Bloomberga jest co najmniej kontrowersyjna. Nawet jeśli książka Greenspana jest bez wartości jako podręcznik, to jednak ciekawym jest punkt widzenia człowieka, który (jak sam przyznał) jest w największej mierze odpowiedzialny za wywołanie światowego kryzysu.

 

Spodziewane jest podtrzymanie powrotu do tendencji wzrostowych na rynku nieruchomości, polepszają się finanse (maleje zadłużenie) gospodarstw domowych, władze lokalne i federalne dostrzegając oznaki ożywienia, poluzują politykę gospodarczą. Korzystne są też trendy demograficzne. Dlatego bankierzy wróżą na przyszły rok ponad 3% wzrost PKB. Tego typu prognozy wypowiadane przez przedstawicieli najpotężniejszych instytucji finansowych mogą być samospełniającą się przepowiednią (albo wręcz celem działania tych instytucji). Ale mogą też posłużyć im do manipulacji.

Poza tym trudno nie zauważyć skorelowania poprawy sytuacji finansowej kraju i jego mieszkańców z rosnącymi kursami na giełdzie. A że ruch ten ma wiele cech spekulacyjnej bańki, to możliwy spadek cen akcji o kilkadziesiąt procent unieważni powyższe prognozy.

Wczoraj na przykład pojawiły się analizy, mówiące o wzroście cen akcji spółek internetowych o 57% przy wzroście NASDAQ tylko 27%. Nikt już nie wspomina o kontrowersjach wokół debiutu Facebooka (kurs jego akcji dawno przekroczył ceny ustalone przy debiucie, które uznano za znacząco zawyżone).

 

 

 

Na polskich portalach internetowych króluje dzisiaj reklama firmy Chevron. Ludzie z napisami „pomyśl zanim zaczniesz wiercić”, „chroń naszą ziemię i wodę”, „więcej miejsc pracy, więcej możliwości”, „Nowe miejsca pracy to przyszłość”. Potem pojawia się informacja, że firma zgadza się z tym, dba i troszczy się....

 

Zapewne nie chodzi o to, że firma chce się pochwalić swymi korporacyjnymi standardami, tylko specjaliści od socjotechniki ujęli taką kampanię reklamową w strategii zarządzania intereasariuszami, uaktualnionej wskutek eskalacji protestów (www.facebook.com/OccupyChevronPL). Czy im można wierzyć (na przykład w kwestii ekologii)? Głupie pytanie......

 

W dniu Święta Niepodległości trudno nie powiązać tego z refleksją na temat poświęcenia dla wspólnoty. Wiele inwestycji bywa uciążliwych dla okolicznych mieszkańców. Jeśli inwestycje te mają ogólnopaństwowe znaczenie, można zwiększać presję na mieszkańców odwołując się do patriotycznych uczuć. Jeśli manipulatorzy z Chevrona są dobrzy w swym fachu – z pewnością z tej możliwości skorzystają. Czy takie postępowanie będzie etyczne i będzie rzeczywiście miało coś wspólnego z patriotyzmem? Samo postawienie takiego pytania w świecie rządzonym przez PR-owców jest dziwne. Tym światem rządzi cynizm. I firmy takie jak Gazprom z Chevronem (współpracujące ze sobą).

 

 

W czasach ZSRR opowiadało się, że mamy trzy typy agresji przeciw państwu: z wypowiedzeniem wojny, bez wypowiedzenia wojny i na zaproszenie. W Warszawie trwa chyba ten trzeci rodzaj agresji. Po oddaniu w obce ręce systemu finansowego i infrastruktury telekomunikacyjnej oraz likwidacji przemysłu stoczniowego przyszła pora na przemysł ciężki oparty na węglu. Jest powód do szczytowania....

Niemiecka prasa uznała Polskę za największego „grzesznika klimatycznego” Europy. Jaka będzie pokuta, zanim otrzymamy rozgrzeszenie?

 

Jednym z nieformalnych podatków, którymi obciąża się społeczeństwo, jest para-podatek informatyczny. Chcemy, czy nie – musimy finansować „komputeryzację”. ZUS właśnie podpisał kolejną umowę z Assecco: „rozwój KSI zapewni dalszą realizację wizji e-urzędu, ułatwiając kontakt i obsługę dla obywateli”. No obywatelu – nie cieszysz się? ZUS już wydał 3 mld złotych na ten system. Te kilkaset złotych na każdą Polską rodzinę to przecież betka. A jeśli komuś takiej kwoty brakuje, żeby jego dzieci nie chodziły przynajmniej przez miesiąc głodne, to sam sobie winien – nieudacznik jeden....

 

 

 

Portal www.businessinsider.com poleca na weekend tekst, w którym autor ostrzega posiadaczy akcji w USA, że mogą one stanieć o 40%-55%. Swoje prognozy opiera on na fundamentalnych wskaźnikach ekonomicznych. Wynika z nich, że ceny akcji są znacząco zawyżone:

  • wskaźnik P/E (cena/zysk za rok) wynosi teraz średnio 25, podczas gdy przeciętnie było to 15;

  • wartość rynkowa (market cap) do przychodów to 1,6 wobec przeciętnej 1,0;

  • wartość rynkowa (kapitalizacja) do PKB dwukrotnie przekracza wielkość, którą można uznać za historyczną normę przed 1990 rokiem.

 

Nie powinno być więc zaskoczenia, jeśli na giełdzie nastąpi krach. Tyle, że nikt nie wie, kiedy to może nastąpić. Jednak prawdopodobieństwo tego rośnie. Artykuł zawiera szczegółowe uzasadnienie tego niebezpieczeństwa. W tym kontekście na postawione w tytule pytanie należałoby odpowiedzieć twierdząco. Analiza wskaźników gospodarczych dobrze sprawdza się w takim teoretyzowaniu. Jej wartość dla stawiania krótkoterminowych prognoz i trendów rynkowych jest jednak obecnie wątpliwa.

 

Kilka miesięcy temu podobną analizę umieścił na swym popularnym blogu ekonomicznym John Aziz. Dla niego przyczyny pompowania bańki były oczywiste: ceny akcji (i zyski przedsiębiorstw) rosną przy stagnacji płac, czyli gospodarka działa na korzyść bankierów i rynków finansowych, kosztem pracowników najemnych i producentów.

 

W USA (tak jak w wielu innych krajach zachodu) akcje stanowią ważny składnik przychodów pracowników (poprzez systemy emerytalne, albo premii wypłacanych w formie akcji). Pompowanie giełdowej bańki spekulacyjnej to prosty sposób na okradzenie tych ludzi.

 

W tym kontekście można lepiej zrozumieć utyskiwania pana Wiesława Rozłuckiego, który uważa, że „przeciw gieldzie jest czarny PR”. Jego oburzenie jest w sumie dość zrozumiałe, bo PR-em ze złodziejami jeszcze nikt nie wygrał. Ale jemu raczej nie o to chodzi.....;-).

 

 

 

Innowacyjne rozwiązanie sfinansowane przez polski kapitał i sprzedawane z powodzeniem na polskim rynku to prawdziwa rzadkość. Tym większa, im większa jego wartość. Dlatego prawdziwym rarytasem są płatności komórką, wdrożone przez PKO. A raczej nie są, tylko były. Wczoraj pojawiła się informacja, że PKO sprzedaje większość udziałów w spółce eService na rzecz EVO Payments International Acquisition GmbH. Oto jest szczyt marzeń (i wyobraźni) polskich innowatorów: osiągnąć coś, co Niemcy i Amerykanie uznają warte zakupienia. I tym sposobem – jako rzecze Bank Światowy – innowacje stworzą w Polsce miliony miejsc pracy.

 

 

 

Ponoć skradziono ponad 4tys bitcoinów, które według aktualnego kursu wymiany są warte około miliona dolarów. Jak informuje Puls Biznesu, „TradeFortress anonimowa osoba, która oferowała wirtualne portfele do przechowywania bitcoinów, takie jak inputs.io, o zdarzeniu poinformowała dopiero 8 listopada, czyli 2 tygodnie po zdarzeniu.” W internecie można znaleźć rejestr tego typu zdarzeń.

 

 

 

 

 

Rozwój innowacyjnej gospodarki ma według Banku Światowego tworzyć miejsca pracy w Polsce. Tak napisano w raporcie, w którym znajduje BŚ ubolewa, że „pomimo reform oraz powrotu wzrostu gospodarczego po kryzysie z 2009 r., bezrobocie w regionie jest wysokie, a tempo tworzenia nowych miejsc pracy słabe”.

 

Przypomina to dowcip o tym, jak wrona uczyła zająca latać. Za jej namową zając rzucił się ze skały machając łapkami. Oczywiście wyrżnął o glebę – aż mu się pyszczek wykrzywił i zęby na wierch wylazły. Wrona patrzy na nieruchomego zająca i mówi: ty się zając nie śmiej, boś okropnie o ziemię p*ął.

 

Ci ludzie już się nie zmienią i powinniśmy ich traktować tak jak w USA traktują huragany: od czasu do czasu nas nachodzą i jakoś trzeba z tym żyć. Problem główny w tym, że nasi ekonomiści zachowują się tak, jakby byli albo chcieli być na etacie w BŚ.

 

Pod wpływem związkowych protestów chwilowo przestali opowiadać o konieczności obniżenia kosztów pracy. Teraz ulubionym bon motem, który ma przykryć bezmyślność i brak pomysłów, jest „innowacyjna gospodarka”.

 

Najbardziej innowacyjny region świata: kalifornijska „Dolina Krzemowa” jest też jednym z największych skupisk bezrobotnych w USA. To się wydaje zupełnie naturalne, bo rozwój innowacyjności jest udziałem nielicznych. W początkach rewolucji naukowo-technicznej naukowcy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że innowacyjność (wówczas tego tak nie nazywano) obniży ilość tradycyjnych miejsc pracy. Dlatego nowoczesne społeczeństwo wymaga odpowiedniej struktury społecznej.

 

 

 

 

 

W czasach biblijnych postacią symbolizującą urzędnicze zło był celnik. We współczesnej Polsce podobnie silny jest stereotyp zła kryjącego się pod sędziowską togą. Stereotyp coraz bardziej zasadny i coraz bardziej ugruntowany dzięki wysiłkowi prawników. Jeśli od kogoś słyszymy, że w Polsce sprzedajną dziwkę można poznać po todze, to raczej pewne, że napotykamy kolejną krzywdę, niż człowieka bezzasadnie rozżalonego.

 

Dlatego nikt nie powinien się dziwić, kolejnym wyczynom tych sprzedajnych ludzi – pisze o nich Barbara Kasprzycka z forsal.pl.

 

Nic nie jest w stanie powstrzymać spiskowców przed wprowadzeniem w życie umowy handlowej USA-EU. Nie chodzi wcale o cła, które są bardzo niskie, ale o ujednolicenie gospodarek. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że odbędzie się to w zgodzie z prawem Kopernika-Greshama. Ulegną obniżeniu zarówno standardy produkcji, jak i ochrona socjalna. Na dodatek łatwiej będzie europejczykom wcisnąć żywność modyfikowaną genetycznie i amerykańskie chore podejście do praw autorskich. Nic więc dziwnego, że negocjacje są utajnione. Jak zauważa niemiecki dziennikarz „chodzi tu o niejawne negocjacje. To znaczy, że obrady na temat standardów socjalnych toczyć się będą potajemnie; na temat standardów, które parlamenty europejskie przeforsowały po dziesiątkach lat żmudnych rokowań”. Oczywiście prędzej, czy później wyniki zostają ujawnione. Kiedy? Na etapie, gdy „bardzo trudno o wprowadzenie jakichkolwiek zmian”.

 

Rośnie nam nowe pokolenie ekspertów. Dzisiejszy „Puls Biznesu” publikuje tekst jednego z nich, poświęcony systemowi finansowemu. O jakości tego tekstu wiele mówi zdanie opisujące główną tezę: „Zrozumienie tego jak działa ten system jest bardzo proste w przeciwieństwie do tego co mówią ekonomiści i bankierzy”. Dość oczywistym jest, że źle dobrano w tym zdaniu podmiot (zamiast o subiektywnym zrozumieniu zapewne miało ono być o systemie finansowym). Takich „niepozbieranych myśli” jest w nim więcej. Aby jednak je dostrzec potrzebna jest odrobina wiedzy z ekonomii – tak na poziomie księgowej małej firmy. Na przykład dwa zdania dalej pojawia się informacja, że deficyt budżetowy wynika z tego, że państwo wydaje więcej niż zarabia. Problem w tym, że państwo ma przychody głównie z podatków, a nie z działalności gospodarczej – więc trudno mówić o zarobku.

Czemu pojawiają się tak marne teksty? To bardzo proste. Widocznie już nikt, kto potrafi zliczyć do 10-ciu nie chce pisać takich ideologicznych głupot. Całe zło systemu finansowego bierze się ponoć stąd, że „Kiedy partie polityczne walczą o władzę w danym kraju, muszą obiecać jak najwięcej swoim wyborcom, aby spełnić te obietnice potrzebują pieniędzy”. Wszystko co złe wynika z interwencjonizmu państwowego (a nawet z samego istnienia państwa). To interwencjonizm państwa sprawił, że Murzyni w Ameryce pobudowali/pokupowali domy wywołując światowy kryzys. Tak przynajmniej piszą różnej maści „guru” prawicy. Ten światowy zalew głupoty ma niestety bardzo negatywne skutki. Ludzie wolą rządy lewicy, bo przynajmniej skrajnego idiotyzmu i chamstwa jej ona oszczędza. Oczywiście lewica tylko udaje zatroskanie losem wyborców, a jej działania skupiają się na inżynierii społecznej i walce o władzę. Widać jednak wyborcy wolą tych, którzy przynajmniej udają mądrość.

 

 

 

W USA wtorek był dniem wyborów (Election Day). W tym roku Amerykanie nie wybierają prezydenta. Jednak decyzje wyborców mogą być nawet bardziej brzemienne w skutki, niż zmiana prezydenta.

 

Sprawa wydaje się z pozoru błaha. Stan Waszyngton decyduje dzisiaj, czy produkty spożywcze zawierające GMO winne być oznakowane w sposób informujący klientów o tym fakcie. Tak zwana „Inicjatywa 522” zmierza do wprowadzenia takich oznakowań. To bez wątpienia jedna z decyzji politycznych, które mogą zdecydować o przyszłości całej ludzkości. I nie chodzi tylko o potencjalne zagrożenie dla zdrowia. Najważniejszym efektem upowszechnienia GMO będą patenty na żywność.

 

To głosowanie jest bardzo ciekawe z jeszcze jednego powodu. Na zrobienie ludziom wody z mózgu i skłonieniem ich z rezygnacji z dochodzenia swych praw (by wiedzieli co jedzą) wydano 22mln USD. Z tego tylko 550 dolarów wpłynęło od mieszkańców i firm lokalnych.

 

W tym kontekście optymistycznym wydaje się strach polskich polityków przed tego typu wyrażaniem opinii przez społeczeństwo. Bo to znaczy, że jeszcze nie zostaliśmy tak urobieni, by marne $22 mln wystarczyło do manipulacji.

 

Aktualizacja z 6-11-2013, g. 6:50


Zgodnie z przewidywaniami wyborcy odrzucili pomysł znakowania produktów GMO. Bodziec $22mln okazał się nawet zbyt silny. Sondaże mówiły o przewadze przeciwników GMO 60/40. Zastosowanie bodźca zmieniło układ sił do 45/55. My na krótką metę możemy się spodziewać wzrostu cen biletów do Waszyngtonu. Pewnie znajdzie się bowiem wielu chętnych do oglądania, jak w praktyce wygląda orwellowski świat.

 

Kraje BRICS budują szkieletową sieć światłowodową, która ma pozwolić na komunikację chronioną przed szpiegostwem NSA:

 

BRICS Countries Build New Internet to Avoid NSA Spying 241013brics

 

To może znacząco przybliżyć dzień, w którym na pytanie: „co by się stało z internetem, gdyby nie USA?” najbliższa prawdy będzie odpowiedź „Nic”.

 

Przedstawiciel Google David Drummond wyraził wielkie oburzenie z powodu domniemanego podsłuchiwania Google przez NSA. Rysunek, który obiegł światowe media pokazuje miejsce ataku – za serwerem komunikacyjnym (front end), który szyfruje/deszyfruje dane. Wewnątrz chmury Google (czyli komputerami rzeczywiście realizującymi usługi) komunikacja odbywa się bez szyfrowania.

 

 

NSA/WaPo

 

Ujawnienie tych informacji jest w sumie dla Google korzystne, gdyż po pierwsze pośrednio potwierdza, że firma nie udostępniała danych z serwerów (zabawa w podsłuch transmisji byłaby niepotrzebna) a po drugie Google z podejrzanego stał się ofiarą. Szczęśliwe zakończenie?

 

Dane o domniemanym ataku NSA na Google podał www.washingtonpost.com, który od niedawna jest w rękach człowieka z Doliny Krzemowej.
Chyba tylko pełne ujawnienie danych, które mogły znaleźć się w rękach Snowdena mogłoby oczyścić atmosferę i rozwiać podejrzenia. Postuluje takie radykalne posunięcie były szef NSA. Jednak Amerykanie chyba się na to nie zdobędą.

 

Ciekawy jest także aspekt prawny tej sytuacji. Biorąc pod uwagę ciężkie kary, jakie amerykańskie sądy orzekały za przestępstwa komputerowe, oraz zasadę równości wobec prawa, NSA należałoby uznać za grupę przestępczą.

 



 

 

 

 

 

Brytyjczycy chcą przyciągnąć inwestorów z krajów islamskich. Dlatego City planuje emisję obligacji zgodnych z prawem islamskim (mówił o tym premier David Cameron podczas Światowego Islamskiego Forum Ekonomicznego). Jak podaje portal Deutsche Welle, takimi obligacjami sfinansowano m.in. budowę londyńskiej wioski olimpijskiej. W Niemczech takie obligacje emitują władze lokalne niektórych landów. „Koran zakazuje czerpania korzyści z naliczania odsetek, dlatego też emisja sukuk zawsze musi mieć u podstaw jakiś aktyw o realnej wartości. Dopuszczalny jest np. udział w zyskach, czy osiąganie przychodów z najmu. W przypadku emisji planowanej przez brytyjski rząd, inwestorzy mieliby otrzymać udział w zyskach z najmu budynków rządowych”.

 Update 4XI:

Ciekawy artykuł na ten temat opublikował Bloomberg. Można go znaleźć na stronie: forsal.pl

Profesor SHG, Leokadia Oręziak była wczoraj gościem TVN CNBC. W dyskusji dotyczącej OFE odniosła się między innymi do stanowiska KNF. Wyraziła swe zdziwienie, że ta instytucja tak jawnie występuje przeciw państwu Polskiemu i rządowi. Sam fakt obrony OFE do upadłego jej nie dziwi. Wskazała ona na podobieństwo Polski i USA. W obu tych państwach największy wpływ na legislację mają przedstawiciele sektora usług finansowych, którzy traktują pracę dla państwa jako przerwę w swej karierze zawodowej i okazję do lobbowania dla swych mocodawców.

Poruszono także krótko temat Trybunału Konstytucyjnego, który jest postrzegany jako ostatni bastion obrony OFE. Pani Profesor zwróciła jedynie uwagę, że tych ludzi nie obchodzi los państwa. To zrozumiałe, że w krótkiej rozmowie nie drążyła ona tematu, wykraczającego poza jej specjalizację. Jeśli jednak mówimy o instytucjach państwa, działających na jego szkodę, to bez wątpienia Trybunał Konstytucyjny wiedzie prym. Przygotowywany scenariusz jest następujący: TK uznaje za niekonstytucyjną ustawę budżetową, gdyż została ona uchwalona w oparciu o przepisy, które jeszcze nie obowiązują (a konkretnie: zmiany w OFE zostały uwzględnione w wyliczeniu deficytu). Taka decyzja TK oznacza w praktyce albo bankructwo państwa, albo konieczność zmiany Konstytucji w celu zawieszenie limitu zadłużenia. Obrońcy OFE zapewne mogą liczyć na wystarczające poparcie w parlamencie, aby szantażować całe państwo brakiem odpowiedniej większości parlamentarnej.

 

 

Jeśli kierujesz się w życiu przesłankami moralnymi, to lepiej pracować dla bankierów, niż w „Dolinie Krzemowej”. Lepszy Goldman Sachs niż Google. Tak twierdzi noblista Robert Shiller.

No bo u Google'a możesz się głowić nad jakimiś drobnymi ulepszeniami, a w Goldman Sachs można zmieniać świat na wielką skalę i w sposób trwały!

Jakaś reinkarnacja Lenina?

Dalej jest jeszcze lepiej: „Każda istotna działalność człowieka musi być finansowana”.

To jednak Lenin był lepszy – bo on przynajmniej wiedział na jakim świecie żyje.

Jeden z uczestników dyskusji nie mógł wprost uwierzyć, że takie wypowiedzi słyszy od laureata nagrody Nobla.

 

Widać jak powszechne jest przekonanie, że nie wystarczy wspieranie jedynie słuszną ideologii, aby byle dureń dostał Nobla z ekonomii.

 

PS.

Objaśnienie do użytych analogii: http://blog.argumenty.net/blog/2013/11/03/noblista-lenin/

Rząd USA ogłosił, że będzie w większym stopniu brał pod uwagę kryteria ekologiczne, przy akceptacji finansowanych przez Bank Światowy i inne tego typu organizacje inwestycji energetycznych. Wyjątkiem mają być kraje biedne i rozwijające się, które nie mają alternatywy dla węgla. Polski to raczej nie dotyczy. Bo po pierwsze my bardziej zależymy od UE, niż BŚ, a po drugie „zastaw się a postaw się” (organizacja szczytu klimatycznego w Polsce zakrawa na ucztę ludożerców, organizowaną przez „danie główne”).

Ciekawe, czy któryś z naszych nadzwyczaj rzetelnych naukowców odważy się zapytać, czy czasem nie jest tak, że „ocieplenie skończyło się 15 lat temu”. A przecież argumenty nie są wysane z palca.

 

W sierpniu br. ukazał się artykuł w brytyjskim „Daily Mail”, w którym znalazły się przecieki z przygotowywanego do publikacji raportu IPCC. Główną tezą artykułu jest to, że prognozy klimatologów były całkowicie błędne. Pokazuje to między innymi poniższa ilustracja (kolorowe linie pokazują prognozowany wzrost temperatury, a gruba linia – wynik rzeczywistych pomiarów) :

graphic

 

Rząd Tuska zdaje się trochę trzeźwieć. „Reprezentująca w debacie rząd wiceminister w resorcie ochrony środowiska Beata Jaczewska przyznała, że od 2008 roku rząd Tuska jest w swoistej pułapce klimatycznej.” W przypadku tego rządu nie da się wykluczyć, że to swoiste „stanowisko negocjacyjne” - wszak panuje opinia, że w u Polskich polityków wszystko można kupić. Takie stanowisko może być podbijaniem ceny. Ugodowość na „szczycie” będzie znakiem, że się dogadali.

Jeśli ktoś ma wątpliwości co do tego, że Globcio jest jednym wielkim oszustwem, to powinien zastanowić się dlaczego tak mało miejsca poświęca się kwestii pochłaniania CO2, a tak dużo jego emisji. Może dlatego, że kraje przeznaczone do wydojenia (jak Polska) mają za dużo lasów?

Podkategorie

Kótkie opisy wydarzeń, które mogą wskazywać na kierunki działań w gospodarce.

Kredyty we frankach